Jaka jest wasza ulubiona książka Stephena Kinga? Dzisiaj coś dla jego wielbicieli gdy był w swojej pisarskiej formie, tworząc znany nam wszystkim klimat współczesnego, amerykańskiego horroru.
Tomasz Sablik stworzył historie, należące do tych, których nie zapomnę przez całe życie (o ile oczywiście nie spotka mnie na starość jakaś smutna choroba). Wydając swoją “Przypadłość” autor jednak postawił sobie moim zdaniem bardzo wysoko poprzeczkę – jestem ciekawa jak wypadnie pod tym względem jego nowa książka!
Zajmijmy się dzisiaj wznowieniem debiutu pisarskiego autora w pięknej oprawie graficznej dzieła @blodekleukocyt. Biorąc egzemplarz od wydawnictwa byłam niezmiernie ciekawa jaka była pierwsza książka tak dobrego pisarza – debiuty bowiem w większości kojarzą się nam niekiedy z chaosem, porzuconymi wątkami lub też po prostu nudą i jeszcze nie do końca dopieszczonym warsztatem. Moim zdaniem nie ma nic w tym absolutnie złego – w końcu gdzieś musimy zacząć aby dalej się rozwijać. Jakie było jednak moje zdziwienie, że debiut Tomka nie miał z tym nic wspólnego! Fantastyczny klimat, pewnego rodzaju “surowość,” i styl, który kojarzy mi się ze Stephenem Kingiem kiedy jeszcze go lubiłam i czytywałam. Rzadko sięgam po takie książki jak ta i dzięki temu było to dla mnie “odświeżające” doświadczenie czytelnicze, które bardzo przyjemnie mnie zrelaksowało. We wstępie dodam jeszcze, że ta historia w jakiś sposób niesamowicie mi do Tomka… pasuje? Widać, że pisząc ją bardzo dobrze czuł klimat typowej dla mnie amerykańskiej grozy z okolic 1980 roku.
Jeżeli lubicie wielowątkowe, nieco dziwaczne historie, w którym żaden z bohaterów nie jest w jakiś sposób “zaniedbany” czy też po prostu przez autora potraktowany po macoszemu jako ten mniej istotny, to książka dla was. Tutaj każda decyzja podjęta przez postacie, ich charaktery i postępowanie są uwarunkowane przez przez ich dzieciństwo czy sytuacje, w które wtajemnicza nas pisarz. W debiucie Tomka już widać, że bardzo dobrze czuje się on w kreowaniu bohaterów oraz ich niesamowicie ciekawych portretów psychologicznych (zdradzę tutaj, że najbardziej zaciekawiła mnie historia Andersa i Lucasa), do których dopasowuje ciekawy wątek grozy, wiejący “lekką” psychodelą.
Fabuła “Próby Sił” jest bardzo dynamiczna, przez co czytając książkę w mojej głowie odtwarzał się dobry film. Akcję potęguje tutaj dosyć duszny i przytłaczający klimat małego miasteczka, które dosłownie tonie w nieprzerwanej śnieżycy a dziwaczne, nadnaturalne zjawiska jeszcze bardziej podkręcają uczucie zagrożenia. W przedstawionej historii są jednak mankamenty, które osobiście pozostawiły pewien niedosyt – chciałabym po prostu więcej odpowiedzi na postawione przeze mnie pytania, które musiałam zwalczyć domysłami. “Dlaczego?!,” “Dlaczego właśnie oni?,” “Dlaczego właśnie to miasto?,” “Dlaczego to właśnie historia Amy musiała skończyć się w ten sposób i co miała z tym wszystkim wspólnego?” Jeżeli jednak czytaliście “Windę,” wiecie że Tomek zdecydowanie lubi torturować czytelnika PACZKĄ niedopowiedzeń a w “Próbie Sił” widocznie zaprawiał się w boju 🙂
Muszę przyznać że sięganie po debiuty pisarzy, których się bardzo lubi zawsze mnie fascynuje – czytelnik może zobaczyć gdzie zaczynał autor i jaką drogę przebył, aby stworzyć finalnie książkę, którą odbiorca pokochał. “Próba Sił” na pewno była dla mnie ciekawą przeprawą i tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że autor znalazł się teraz w dobrym miejscu i ma po prostu talent do tworzenia historii.