„Stacja” – Marcin Majchrzak


W mojej głowie opowieści nie dzielą się na dobre i złe, chociaż inna osoba mogłaby to tak zdefiniować. Według mnie istnieją książki, które wywołały emocje – nie ważne czy radość, smutek czy nawet ukłucie żenady, ponieważ to właśnie tego czytelnik nie będzie w stanie zapomnieć (chociaż momentami cóż, chciałoby się!) Z drugiej strony w moim światku są historie, które popadły w absolutne zapomnienie – kojarzę ich okładkę, owszem, jednak nie jestem w stanie przypomnieć sobie ani jednego zdarzenia. “Stacja” Marcina Majchrzaka to opowieść, której nie musiałam czytać raz jeszcze jak to niedawno zrobiłam, bo pamiętałam z niej wiele. Pamiętałam nie tylko fabułę oraz bohaterów ale przede wszystkim emocje, które wywołała we mnie ta niesamowicie smutna historia oraz uczucie przytłoczenia i pustki, które towarzyszyły mi ponownie gdy przewróciłam ostatnią stronę.

“Stacja” to książka, której nie potrafię zaszufladkować ponieważ nie ma jednoznacznego rozwiązania (czy też zakończenia) ani cech, które świadczyłyby o jednym, wybranym gatunku literackim. Z jednej strony mamy tutaj szlak wyżłobiony przez genialny horror psychologiczny, w którym wyraźne są emocje oraz myśli głównego bohatera, stające się jego klaustrofobicznym więzieniem. Dostęp do jego umysłu jednak nie jest tylko czystym wniknięciem w świat szeroko pojętej grozy. To często wyraźnie zaakcentowany strumień świadomości, który szybko przeistacza się w egzystencjalne przemyślenia nad sensem istnienia oraz dręczeniem się przeszłością. Te dywagacje są nierzadko chaotyczne – i bynajmniej nie jest to coś negatywnego. Obrazują nam one jedynie i aż, bałagan, który dzieje się w umyśle skrzywdzonym, wrażliwym, ukształtowanym przez swój ból. Oprócz jednak tej “psychologicznej” części mamy tu również przebłyski znanego nam wszystkim horroru oraz weird fiction, zawierających elementy paranormalne. Czy ta mieszanka gatunkowa to nie za dużo? Nie. Autor bowiem wykorzystuje ją aby zabawić się czytelnikiem, powodując w jego głowie chaos i potęgując natłok myśli odwzorowujący to, co dzieje się z głównym bohaterem.

“-Ty nie jesteś tylko głosem w mojej głowie – szepczę.
Oczywiście, że nie.

“Stacja” to opowieść o młodości, której wydarzenia odebrały nadzieję na lepsze jutro a zarazem historia człowieka po 30-stce, który do niej niezmiennie tęskni. O poczuciu nostalgii, które towarzyszy każdemu z nas. Pragnieniu powrotu do tych kilku chwil, gdy czuło się niezniszczalnym, gdy myślało się, że jest się osobą która może osiągnąć praktycznie wszystko, łudząc się jeszcze na lepszą przyszłość. O myśleniu, że kiedyś… Kiedyś będzie lepiej. Będzie inaczej. Wszystko się zmieni. Musimy jeszcze tylko poczekać cierpliwie na ten moment, bo on nadejdzie, prawda? Może za tydzień, może za pół roku a może za kilka lat. Nadzieja w dziecięcym umyśle tak mocno doświadczonym przez życie to jedyna deska ratunku, której trzyma się główny bohater. Piotr bowiem nie tęskni za uczuciem swobody, brakiem problemów czy słodkością wakacyjnej sielanki – nigdy bowiem tego nie doświadczył. Tęsknota dotyczy jedynie wspaniałego uczucia ułudy, że kiedyś ten marazm i cierpienie się skończą.

“ (…) lubię idealizować przeszłość. Przyszłość zresztą też. Lubię wierzyć, w to, że mamy za sobą wspaniałe czasy i czekamy na równie wspaniałe.”

Młodość głównego bohatera, Piotrka to zestawienie tragicznych wydarzeń fundujących dorosłemu Piotrowi prezent w postaci depresji oraz PTSD. Ważną rolę w tej karuzeli cierpienia odgrywają jego rodzice. Przerażająca wręcz przemoc psychiczna i fizyczna w wykonaniu jego ojca jest tutaj katalizatorem wiecznego poczucia wstydu, słabości oraz tłumionej nienawiści. Ojciec Piotrka to postać mająca dwie skrajności – z jednej strony nieszczęśliwa, sfrustrowana przez swoją porażkę, tłumiąca swoje emocje i chowająca się z nimi do “osobnego pomieszczenia.” Z drugiej przemocowy tyran, który urasta wręcz do postaci demona, przekłuwająca swoje niepowodzenia życiowe w broń obosieczną. Dorosły Piotr wydaje się mieć różnorakie odczucia co do niego. Nienawidzi, pogardza ale zarazem jednak odczuwa pewnego rodzaju zazdrość i podziw do tego, że w pewnym momencie postawił wszystko na jedną kartę uciekając z miasta.

“Jeśli się nie uspokoisz, zabiję was oboje i spalę ten dom, a potem wyjadę stąd na zawsze.”

Matka za to w oczach swego syna jest postacią tragiczną, zniszczoną przez życie, męża i swoje równie nieszczęśliwe dzieciństwo.

“ (…) matka zawsze była dla mnie katalizatorem smutku. (…) W pewnym wieku zacząłem dostrzegać w niej postać tragiczną. Próbowałem wyobrazić sobie jej dzieciństwo, wydarzenia, które uczyniły ją tym, kim była.”

Nie jest ona jednak na tyle silna psychicznie, by w jakiś sposób odwrócić bieg wydarzeń i postarać się zapewnić dziecku lepszy dom. Główny bohater często odczuwa do niej różne emocje. Z jednej strony wydaje się mieć do niej dużo żalu, z drugiej jednak tęskni i pragnie ciepła, które może dać chłopcu jedynie jego matka. Pomiędzy ich światami trwa niewidzialna bariera, której żadne z nich nie jest w stanie przekroczyć, mimo przebłysków nieśmiałej chęci. Nikt nigdy nie nauczył ich bowiem jak okazywać emocje oraz nie wyjawił im oczywistości, że oboje mają prawo najzwyczajniej w świecie… czuć.

“(…) moja matka nie jest dzisiaj do rozmowy. Jest do niczego, popsuta, sflaczała, wyciśnięta jak opakowanie soku. Chciałbym ją jakoś pocieszyć (…) Poza tym nie mamy tego rodzaju kontaktu. Tolerujemy się tak, jak tolerują się dwa zamknięte w jednym pokoju koty. Z daleka.”

Wszystkie traumatyczne wydarzenia jak przemoc w rodzinie oraz przerażające wypadki, których doświadczają jego znajomi odciskają się na psychice Piotra wplątując go w pajęczynę natrętnych, depresyjnych myśli. Bohater często kontempluje nad przemijaniem oraz tragicznym zderzeniem się z szarą rzeczywistością. Oto osoby, które kiedyś wydawały mu się piękne i pociągające mają dziś twarze pomarszczone od braku złudzeń a ich oczy pozbawione są tego zuchwałego blasku. Ci, którzy mieli przed sobą lepszą przyszłość, kończą z załamaniem nerwowym, nie radząc sobie zupełnie z realiami dorosłego życia czy wydarzeniami z przeszłości. A samo miasto? Cóż… to kolejny kat, który wydaje się sycić bolesnym przemijaniem czasu i kumulować dzięki temu swoją energię. Każda kropla krwi zasila jego żyły. Każda łza jest zbawienną do życia wodą. Każdy upadek człowieka zasila jego betonowe podwaliny.

“Dziś już nie jaśnieje (…). Teraz widzę, że trzyma w ręce pęto kiełbasy i dwie paczki sera. Uśmiechamy się do siebie głupio. Kiełbasa wisi między nami i każdym centymetrem swojej powszedniości niszczy romantyczne wspomnienia (…).”

Dorosły Piotr nie próbuje walczyć już ze swoim losem. Nie oznacza to jednak, że jest istotą zupełnie zobojętniałą. W moim przekonaniu, choć to może nieco kontrowersyjne, jest osobą na swój sposób wrażliwą, dostrzegającą “więcej.” Autor moim zdaniem tutaj rzuca nam swego rodzaju wyzwanie, prowadząc dywagacje na temat postrzegania ludzkiej egzystencji oraz otaczającego nas świata. Piotr, jako jednostka doświadczona i skrzywdzona przez los z jednej strony zazdrości osobom, które osiągnęły łatwo sukces mogąc dzięki temu żyć z dnia na dzień w swojej bańce szczęścia. Z drugiej jednak zdaje się nimi gardzić, twierdząc, że tylko cierpienie potrafi otworzyć oczy szerzej i pozwolić zrozumieć ważniejsze kwestie, niedostrzegalne przez osoby zaślepione a wręcz ograniczone mentalnie przez swój sukces, który doprowadził ich jedynie do skrajnego konsumpcjonizmu.

“Jeść, pić, srać; dobranoc (…)”

Bohater od zawsze szuka znieczulenia, zwłaszcza w postaci używek. Pozwalają mu one otępić umysł, niekiedy sprawić ból by przypomnieć o istnieniu lub po prostu popaść w letarg gdzieś pomiędzy snem a jawą. Spychane jednak potrzeby, jak na przykład zwykła chęć ludzkiego dotyku i zrozumienia, dochodzą jednak coraz częściej do głosu, zalewając go falą bezradności i zwierzęcego wręcz bólu. Uczucie izolacji i osamotnienia to emocje, z którymi jego zdaniem walka nie ma sensu. Urasta to do takiego stopnia, że w myślach przewija mu się wizja śmierci, jako jedyna możliwość pokonania samotności poprzez swego rodzaju “zespolenie się” z materią jedynie w fizycznym aspekcie rozkładu ciała.

“Nagle z porażającą siłą uderza we mnie uczucie dojmującej samotności, pomieszanej z wewnętrzną bezradnością. Kiedy to się stało? Kiedy zostałem sam?”
Wszystkie wydarzenia w książce, wszystkie towarzyszące bohaterowi emocje mogą sugerować czytelnikowi jednoznaczny werdykt – choroba psychiczna. Sam Piotr również wiele razy wspomina o halucynacjach, głosach w głowie czy też “odklejenia się” od rzeczywistości, które są skutkiem jego PTSD. Jak już jednak pisałam we wstępie nie jest to do końca jasne. Czytelnik bowiem nie dostaje łatwego, jednoznacznego zakończenia, które nie będzie skłaniało go do zbytniego myślenia dając mu komfort i spełnienie. W “Stacji” nic nie jest jasne a już na pewno nie to, kto odgrywa w niej rolę prawdziwego złoczyńcy.

Na sam koniec chciałabym jeszcze dodać, że książka naprawdę jest ciężka w odbiorze. Osobiście musiałam robić kilka razy od niej przerwy – zarówno za pierwszym jak i drugim razem. Ta historia mnie bezwzględnie wchłonęła – często czułam się, jak gdybym czytała własne przemyślenia o życiu, przyszłości, innych ludziach, braku chęci i siły – dlatego właśnie jest mi tak bardzo bliska. Nie będę ukrywać, że jest to nieco historia na “dobicie się,” ponieważ nawet ostatni rozdział, który autor dodał po posłowiu jeszcze bardziej smuci po poznaniu całej fabuły tej książki.

Dziękuję bardzo Marcinowi za to, że mogłam objąć tę opowieść moim patronatem medialnym i czekam na kolejne książki. A Tobie czytelniku, jeśli dotarłeś do końca dziękuję również i mam nadzieję, że jeśli zdecydujesz się sięgnąć po “Stację” podzielisz się z nami swoimi emocjami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *