„Nacisk Śruby” – Henry James

Wydawnictwo Zysk i S-ka jest już ikoną jeżeli chodzi o piękne wydania klasyków grozy z XIX wieku. Tym razem zostaliśmy uraczeni tomem opowiadań Henry’ego Jamesa w którym główne skrzypce gra “Nacisk Śruby” (The Turn of the Screw), jedno z najważniejszych i kultowych już opowiadań grozy. Samotna guwernantka przybywa do starego dworu aby opiekować się dwójką dzieci, wydawałoby się o anielskim charakterze. Miejsce jednak zdaje się emanować groźną aurą, do której lgną dwie tajemnicze istoty nie z tego świata. Czytelnik musi jednak sam zdecydować jak zinterpretuje wydarzenia z Bly.

(Analiza może zawierać spoilery)

Tytułowe opowiadanie nie jest zwyczajną grozą w której głównym wątkiem są elementy nadprzyrodzone. Jest to zdecydowanie szersza analiza chorób psychicznych (na miarę ówczesnego wieku oczywiście) i urojeń, stawiając tym samym pod znakiem zapytania wiarygodność narratorki tej historii. Czy wydarzenia które odbywają się w starym dworze Bly są naprawdę niesamowite i niewytłumaczalne? A może problem tkwi w umyśle młodej guwernantki, której emocje potrafią zmieniać się drastycznie nawet podczas jednego dialogu z innym bohaterem, sugerując nam niejednokrotnie osobowość typu borderline?

“Nacisk Śruby” w XIX wieku został zakwalifikowany jako typowa historia o duchach, których w tamtych czasach powstało wiele. Dzisiaj jednak, mając już wiedzę na temat chorób psychicznych i zaburzeń, możemy zastanowić się nad inną interpretacją. Pierwsze tego typu domniemania pojawiły się już w 1934 roku wysnute przez Edmunda Wilsona, który zaczął skupiać się mocniej na samym aspekcie psychologicznym niż fantastycznym. Pod uwagę zaczęto brać rozwój emocjonalny guwernantki, jej dzieciństwo a nawet ówczesną modę na historię o duchach. Kobieta jako osoba pochodząca z biednej rodziny od najmłodszych lat była mocno obciążona pracą za którą nigdy nie dostawała gratyfikacji. W starym dworze ma miejsce ten sam problem, bowiem właściciel posiadłości nie chce mieć nic wspólnego z jej mieszkańcami a wręcz nie życzy sobie otrzymywania nawet najistotniejszych wiadomości o zamieszkujących tam dzieciach. Biorąc pod uwagę frustrację dziewczyny wynikającą z wiecznego niedoceniania jej pracy, natłok obowiązków i zmęczenie, możemy pokusić się o przyznanie pierwszego argumentu za domniemanymi zaburzeniami psychicznymi. Wszystko to mogło być spotęgowane dużą modą na historie o duchach, (np. słynne już “Tajemnice Zamku Udolpho” dzieła Ann Radcliffe) wyobraźnią czy też wpływom zabobonnego otoczenia. Guwernantka bowiem już od samego początku bierze postać tajemniczego mężczyzny jako istotę nadprzyrodzoną, w późniejszym czasie jednak myląc się i gubiąc w jego opisach, często przecząc samej sobie.

Kolejnym argumentem przemawiającym za paranoją głównej bohaterki jest oczywiście to, że jest ona jedyną osobą, która widzi postacie dwójki byłych służących. Guwernantka zatapia się w strachu i urojeniach, z którymi dzieli się jedynie z inną służącą, nieustannie ją niepokojąc. Za cel obiera sobie ochronę dzieci i dworu przed istotami, które złe za życia chcą dalej kontynuować swoje dzieło i “zdeprawować” rodzeństwo. James niejednokrotnie sugeruje, że relacja między Milesem a Florą oraz dwójką służących (Peterem i Miss Jessel) była znacznie bardziej niepokojąca niż mogłoby się wydawać. Rozmowy między główną bohaterką a inną służącą, Panią Grose podsuwają czytelnikowi przerażającą myśl o tym, że dzieci mogły być przez nich nawet molestowane. Wizja tych wydarzeń mogła jeszcze bardziej wpłynąć na główną bohaterkę, utwierdzając ją tylko w przekonaniu, że ponad wszystko musi chronić swoich podopiecznych. Z rozpaczliwej wręcz miłości jednak szybka droga do nienawiści – guwernantka bowiem diametralnie zmienia nastawienie do małej Flory gdy ta nie przyznaje się do widzenia zjaw. Kobieta uważa, że dziewczynka została owładnięta złem Panny Jessel i zdaje się wręcz pałać niechęcią a nawet obrzydzeniem do dziecka. Tutaj znowu nie mogłam oprzeć się skojarzeniom z osobowością typu borderline i nieustannie zmieniających się uczuć i emocji, balansujących na obu skrajnościach.

Finalnie jednak to do Ciebie czytelniku należy decyzja którą stronę obierzesz. Czy potraktujesz wydarzenia z gotyckiego dworu Bly jako zdarzenia paranormalne, których doświadczyć mogła jedynie młoda guwernantka? A może przychylasz się bardziej stwierdzeniu, że niepokojące nawiedzenie działo się jedynie w jej głowie? Jeżeli czytał*ś daj znać, chętnie poznam Twój punkt widzenia!

Post powstał we współpracy z wydawnictwem Zysk i S-ka.