„Koniec Opowieści” – A.J. Finn

Dzisiaj ode mnie kilka słów o książce “Koniec Opowieści” autorstwa A.J. Finna, która podzieliła książkowy świat. Oceny które widziałam to same ósemki lub jedynki – przyznam szczerze, że dawno nie trafiłam na tak skrajnie ocenianą historię. Czytelnicy narzekali głównie na jedną rzecz – bardzo wolną, rozciągniętą akcję, która niemiłosiernie się dłuży. A jaka jest moja opinia?

“Koniec Opowieści” zakwalifikowałabym do gatunku będącego połączeniem kryminału i łagodnego thrillera. Młoda kobieta, miłośniczka powieści detektywistycznych, będąca fanką autora Sebastiana Trappa dostaje od niego zadanie. Ma opisać historię chorego pisarza oraz jego bliskich. Rodzina którą odwiedza Nicky aby zdobyć materiał a przede wszystkim porozmawiać z mistrzem kryminałów, odbiega znacznie od standardów jakie znamy. Kilka lat temu bowiem, zaginął syn i żona Sebastiana, których nigdy nie udało się odnaleźć. Na temat Trappów krąży wiele pogłosek, które wciąż wywołują skrajne emocje, zwłaszcza wśród wielbicieli true crime. Czy słynny pisarz tak naprawdę uniknął odpowiedzialności za morderstwo? Czy Hope i Cole uciekli razem, by rozpocząć gdzieś nowe życie? Jaka jest prawda i co wydarzy się po drodze, aby Nicky mogła rozwikłać ten sekret? Prawda o całym zdarzeniu zdecydowanie szokuje.

Jako wielka fanka powieści gotyckich lubię oraz jestem przyzwyczajona do książek, które nie grzeszą szybkością akcji i nie szczędzą czytelnikowi opisów. Być może dlatego osobiście nie mam absolutnie żadnego problemu z tym, w jaki sposób autor zaprezentował nam ekspozycję oraz budował napięcie. Przyznam szczerze, że w dobie notorycznego przebodźcowania coraz częściej sięgam po tego typu książki aby po prostu “zwolnić” i odpocząć. Jeżeli jednak jesteście wielbicielami dynamicznej akcji, która nie daje wytchnienia rzeczywiście nie będzie to książka dla was. Trzeba bowiem przyznać, że historia płynie BARDZO wolno i rozwija się równie nieśpiesznie. Czytając opinie na książkowych profilach widziałam, że wiele osób to zmęczyło – ze mną było odwrotnie. Z zaciekawieniem śledziłam losy bohaterów starając się rozwikłać wraz z nimi zagadkę, by zaraz chwilowo przysłowiowo “odsapnąć” i nieco przystopować. Muszę również stwierdzić, że przez tego typu zabiegi cała historia wydała mi się znacznie bardziej “prawdziwa.”

Język i styl pisania Finna jest bardzo surowy i oszczędny. Przyznam szczerze, że na samym początku bardzo mnie irytował. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że całość jest stylizowana na zapis z maszynopisu bądź… Scenariusz filmowy. Przez wyłożenie historii w ten sposób niestety nie mamy zbytniego wglądu w emocje czy myśli bohaterów, a całość jest bardzo minimalistyczna. W kolejnych rozdziałach jednak przyzwyczaiłam się do stylu pisarza i po prostu… Zagrałam w jego grę, dostosowując się.

Biorąc to wszystko pod uwagę, potrafię zrozumieć dlaczego przyjęcie tej powieści jest tak bardzo skrajne. Nie jest to bowiem książka dla każdego, a na pewno nie dla osób, które lubią zdecydowaną akcję. Muszę jednak stwierdzić, że osobiście czytało mi się ją całkiem dobrze. Pamiętajcie jednak, że nie jestem szczególną znawczynią powieści kryminalnych a być może również to, że tego typu „powolne” opowieści czytam na co dzień, zaważyło na tym, że książka autorstwa Finna trafiła w moje gusta.