Czy jest jakaś książka, którą moglibyście przeczytać “na raz,” jeżeli mielibyście taką możliwość?
Błyskotliwa, zabawna, niesamowicie angażująca, wspaniała. Z autentyczną bohaterką, która nie jest ani nijaka, ani “pseudo-silna” (a tak naprawdę po prostu wredna) jak to w dzisiejszych książkach bywa. Ta historia to istne zaskoczenie, które będę wychwalać gdy tylko będę mieć ku temu okazję i wpychać wam ją na siłę 😉 Takich opowieści zdecydowanie brakuje na polskim rynku wydawniczym! Prawie 350 stron zostało przeze mnie “pochłonięte” w sześć godzin, a “Morderstwo w Lakeville Hall” wylądowało ostatecznie w mojej topce roku 2024.
Bea to brzydko mówiąc “stara panna,” jak na czasy, w których fabuła ma miejsce (przecież ma całe 26 lat!). Wiktoriańskie społeczeństwo, jak i sama bohaterka podzielają to samo zdanie na ten temat – kobieta nigdy nie wyjdzie za mąż, a jej jedyną opcją jest pozostanie miłym towarzystwem dla jej podstarzałej ciotki. Nieśmiała, zamknięta w sobie dziewczyna, określająca siebie mianem “nijakiej” najzwyczajniej w świecie nie docenia jednak skrywanej w sobie ponadprzeciętnej inteligencji i sprytu, które zostały po prostu stłumione przez przyklejoną jej łatkę. Jej postrzeganie siebie diametralnie się zmienia przez jedno niefortunne wydarzenie, które psuje sielankową atmosferę przyjęcia śmietanki towarzyskiej – oto w bibliotece pojawiają się zakrwawione zwłoki, na które przypadkiem wpada nasza główna bohaterka. Co więcej nad nimi pochyla się sam książę, sprawiając wrażenie potencjalnego oprawcy! Czy Beatrice rozwikła zagadkę sytuacji, która wszystkim popsuła świetne humory? Dowiedzcie się sami!
“Morderstwo w Lakeville Hall” absolutnie nie jest zwykłym kostiumowym kryminałem. To niesamowicie wciągająca historia pełna humoru i sarkazmu, obnażająca i stawiająca wiktoriańskie społeczeństwo w krzywym zwierciadle. Zapoznawanie się z tą historią powodowało u mnie wiele śmiechu, które zawdzięczam inteligentnym, ironicznym komentarzom głównej bohaterki. To świetne urozmaicenie, które towarzyszy oczywiście nieodłącznemu śledztwu i rozpracowywaniu zagadki kryminalnej. Opis książki od wydawcy portretuje Beatrice jako bohaterkę książek Jane Austen, która zostaje wrzucona do scenariusza Agathy Christie, idealnie podsumowując tę historię.
To co wyróżnia tę książkę poza świetnym klimatem “cozy crime” oraz błyskotliwym humorem, zakrawającym o komedię kryminalną to postać głównej bohaterki. W dobie tych samych, szablonowych postaci kobiecych, które są albo nijakie albo tak jak napisałam we wstępie “pseudo silne,” co obserwuję głównie w fantastyce młodzieżowej było to niezwykle odświeżające. Bea owszem, wyprzedza swoje czasy myśleniem i ambicjami, jednak autorka stworzyła ją jako postać bardzo autentyczną, w której przemianę nie tylko wierzymy ale i zdecydowanie jej kibicujemy. Muszę również dodać, że pomimo tego, że Beatrice prześciga swoją epokę, wciąż jest to utrzymane w jej konwenansach i absolutnie nie jest wyolbrzymione czy przesadzone jak na przykład było to w “Nawiedzony Domu” Boyne’a. Kobieta emanuje swoim sprytem i doskonale zdaje sobie sprawę z sytuacji i zagrożeń, których może doświadczyć, jeżeli nie dopasuje się do panujących stereotypów.
Powieść osadzona w realiach epoki wiktoriańskiej nie byłaby jednak kompletna, gdyby nie było w niej chociaż małego wątku miłosnego. W książce Lynn Messiny dostajemy bardzo przyjemny, nienarzucający się i dopiero raczkujący “romans,” pomiędzy dwójką głównych bohaterów, który bardzo sprytnie i delikatnie wpleciony, doskonale dopełnia całość historii. Powiem nawet więcej – byłam tak samo zaangażowana w rozwikłanie zagadki kryminalnej co w rozwijające się uczucie i jestem niesamowicie ciekawa, jak zostanie przeprowadzone to w kolejnych tomach. “Morderstwo (…)” bowiem jest pierwszą częścią serii “Beatrice Hyde-Clare Mystery” i liczę, że wydawnictwo będzie kontynuowało tę serię. Jeżeli nie, na pewno sięgnę po kolejne tomy w języku angielskim. Możecie być pewni, że nie porzucę tej historii, ponieważ już dawno żadna książka nie sprawiła mi tyle radości.