„Zaginiona Księgarnia” – Evie Woods

Czy lubicie powieści obyczajowe, mające w sobie nutkę magii i tajemnicy? Może mieliście do czynienia już z piórem Diane Setterfield i chcielibyście na nowo zaczerpnąć przyjemność z opowieści, które otulają niczym ciepły kocyk ale jednocześnie magnetyzują akcją? Wydawnictwo Storylight zdecydowało się na wydanie “Zaginionej Księgarni” autorstwa Evie Woods w momencie, gdy takiej historii potrzebowałam. Przyjemnej, nieco baśniowej i powoli płynącej, niekiedy jednak budzącej sporo emocji oraz poczucia, że muszę odkryć zawartą w niej tajemnicę.

“Zaginiona Księgarnia” to historia dwóch kobiet, które muszą walczyć o swoje szczęście w świecie zdominowanym przez mężczyzn. W pierwszej narracji poznajemy historię Opaliny, opisującej swe losy oraz ukazującej nieco życie kobiet w społeczeństwie dwudziestolecia międzywojennego. Dziewczyna nie jest bohaterką bierną, która oddałaby się bez walki pod władanie sadystycznego brata. Ryzykując wszystko, ucieka z domu przed małżeństwem będącym czystą transakcją na polepszenie rodzinnych finansów, rozpoczynając tym samym swoją własną historię, pełną wzlotów ale i makabrycznych wręcz upadków. Poprzez drugą narrację natomiast, poznajemy się już w czasach współczesnych z Marthą, która mimo znacznej poprawy sytuacji kobiet w świecie teraźniejszym, również jest zmuszona do ucieczki – w tym przypadku przed swoim przemocowym mężem. Przyjmując pracę gosposi u tajemniczej i nieco aroganckiej madame Bowden i wprowadzając się do jej równie dziwacznego lokum, rozpoczyna nowe, niezależne życie, które zaczyna mieć w sobie coraz więcej bajki niż realizmu… Obie bohaterki – zarówno Opalina jak i Martha będą musiały sprostać skrywanym lękom aby odkryć prawdę o swoim pochodzeniu a przy okazji, odszukać pewien wartościowy, zaginiony manuskrypt z księgarni, która ukazuje się tylko nielicznym.

W moim subiektywnym odczuciu, historia przedstawiona przez Evie Woods była niesamowicie ciekawa i intrygująca, miała jednak również swoje wady. Historię Opaliny śledziłam z zapartym tchem. Relacja z jej toksycznym bratem, jej umiejętność wybrnięcia z najgorszych sytuacji oraz zimna krew w kryzysowych momentach jak i wola walki uczyniły ją w moich oczach bohaterką z charakterem. Niestety jednak, nie byłam fanką jej relacji z mężczyznami – być może po prostu przez to, że nie jestem zbytnią zwolenniczką literatury romantycznej. Jeżeli lubicie jednak tego typu wstawki (specjalnie piszę “wstawki,” ponieważ nie na romansie opiera się fabuła tej książki), myślę, że znajdziecie tu również coś dla siebie.

Przebieg wydarzeń dotyczący drugiej bohaterki, Marthy jest “ciężkim orzechem do zgryzienia,” –  tak jak bowiem wspomniałam wyżej, jest ona ofiarą przemocy domowej. Mimo opisywanych ran, jakie zaznała od swojego męża, historia wlewa w nas iskierkę nadziei – zawsze powinniśmy walczyć o siebie i o swoje szczęście.

Zostawmy jednak już część obyczajową i przejdźmy do czegoś równie ciekawego dla czytelnika – magii i książek, które grają tutaj ważną rolę. Na kartach powieści przewiną się dobrze znane wszystkim książkoholikom nazwiska takie jak Stoker, Le Fanu, Wilde no i najważniejsze w tym całym zamieszaniu… siostry Brontë. Wraz z Opaliną udamy się na poszukiwania książkowego białego kruka, odwiedzając tym samym niesamowicie piękne księgarnie, antykwariaty i domy aukcyjne dla bibliofili lecz przede wszystkim, trafimy na pewne magiczne miejsce, skrywające w sobie wiele sekretów, które chcą zostać w końcu odkryte. W tej książce nic nie dzieje się przypadkiem a losy bohaterów zgrabnie splatają się, ujawniając skrywaną prawdę poprzez papierowe stronice zaginionego manuskryptu. 

Osobiście wiele radości daje mi czytanie tego typu książek i sięgam po nie coraz częściej. Nie wiem czy to przez ciągłe przebodźcowanie czy przerażająco szybko płynący czas ale tego rodzaju literatura niesamowicie mnie wycisza. Sprawdźcie sami, może czas przy tej historii zatrzyma się dla was tak samo jak po wejściu do magicznej księgarni.