Pan Kołysanka Davida Markerta to książka, która wciąga czytelnika w niepokojący świat pełen tajemnic i grozy. Fani horroru znajdą tutaj dobrze znane i cenione elementy mrocznej literatury, które można uznać za klasykę amerykańskiego horroru: odrobina krwistości, wątki nadnaturalne i tajemnica, którą trzeba rozwikłać. Wszystkie te elementy zyskują spójność dzięki obecności dziwacznych, spaczonych bohaterów, którzy nadają opowieści unikalny charakter.
Akcja powieści toczy się w małym miasteczku Harrod’s Reach, gdzie opuszczony tunel kolejowy skrywa przerażające tajemnice. W oczach mieszkańców urasta on do rangi przeklętego, niemal mitycznego miejsca, które jednocześnie budzi lęk i niezdrową fascynację. Po głośnym wypadku, gdy w tunelu wykoleił się pociąg, wydawało się, że tragedia dobiegła końca. Jednak tunel wciąż domaga się kolejnych ofiar – zdaje się pochłaniać ludzi, a tych, którzy wracają, doprowadzać do szaleństwa. To nie tylko miejsce, którego wszyscy unikają, lecz także brama do przedziwnej krainy – Lalalandii, zawieszonej gdzieś między jawą a koszmarem, w której rządzą upiory. Ci, którym uda się powrócić, już nigdy nie wrócą do zwykłego życia w społeczeństwie.
Jednym z największych atutów tej książki są jej bohaterowie. Każda postać ma własną historię, obawy i motywacje, które napędzają jej działania. Pomimo ich różnic, każdy z nich odgrywa ważną rolę w historii Markerta, a ich losy przeplatają się, tworząc niezwykle satysfakcjonującą, spójną całość. W książce możemy poznać między innymi Gideona, młodego weterana wojennego, który stara się wrócić do normalnego życia, zmagając się ze swoimi traumami. Beth, zastępczyni szeryfa, to niesamowicie silna postać kobieca, która zrobi wszystko aby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom miasteczka. Dostaniemy tutaj również inne, dość mocno zaburzone postacie, które na pewno zaspokoją apetyt fanów thrillerów psychologicznych.
Język w jakim napisana jest książka był mi już znany z lektury “Gościa z Koszmaru” – jest on prosty, surowy, opisy często nieco naturalistyczne i “nieowijające w bawełnę.”
Jeżeli macie ochotę zacząć swoją przygodę z książkami Davida Markerta i lubicie bawić się w znajdowanie tzw. “easter eggs” polecałabym sięgnąć najpierw po jego wcześniejszą książkę, ponieważ “Pan Kołysanka” kilkoma smaczkami nawiązuje delikatnie do “Gościa z Koszmaru.” Jeżeli jednak nie zależy wam na takich zabawach, biegnijcie śmiało po najnowszą premierę pisarza – daję wam słowo, że nie będziecie zawiedzeni.
Post powstał we współpracy z Wydawnictwem HARDE